wtorek, 26 lipca 2016

Złe dziewczyny nie umierają. Część 1 i 2. Katie Alender


W pierwszej części „Złe dziewczyny nie umierają” poznajemy Kasey i jej starszą siostrę Alexis. Obie chodzą do szkoły i są najlepszymi przyjaciółkami. Jednak Alexis zaczyna zastanawiać, a z czasem i przerażać młodsza siostra. Podczas kolejnego dziwnego incydentu to Alexis wciąż zastanawia się czy nie zwariowała. Pokój Kasey to pewnego rodzaju „świątynia”... lalki, które Kasey zaczęła kolekcjonować są już wszędzie... Jej starsza siostra często słyszy jak Kasey rozmawia z nimi.
          Siostry mają całkiem odmienne charaktery. Kasey często się boi, nie ma przyjaciół, wszyscy się z niej śmieją. Alexis jest natomiast bardziej odważna, uwielbia fotografować, lecz również jest bardziej samotniczką niż duszą towarzystwa.
           Z czasem z Kasey zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy, staje się agresywna. Wychodzi na jaw, że „duch”, który ją opętał jest jej przyjaciółką – jak twierdzi. Wtedy przestaje się bać, wtedy wszyscy jej słuchają i robią wszystko co im powie.
          Pewnego dnia dochodzi do wypadku. Tata dziewczynek uderza samochodem w drzewo. Jak się okazuje oprócz powierzchownych ran i złamań nic mu nie jest – wyjdzie z tego. Policjanci ustalają, że ktoś majstrował przy hamulcach...
          Czy Alexis uda się uwolnić przede wszystkim Kasey od „ducha, który ją opętał???

          Część druga książki o wiele bardziej mi się podobała... Choć obie czyta się w miarę szybko.

          Alexis zdobyła najlepszą przyjaciółkę Megan i cudownego chłopaka Cartera. Po tym jak musieli przeprowadzić się do nowoczesnego, sterylnego, pospolitego, oszczędnego i niedużego domu, w którym „nie snuły się żadne duchy o morderczych skłonnościach” i wydaję się, że wszystko się jakoś uspokoiło – nagle Alexis zastaję w domu swoją młodszą siostrę, która została wypuszczona ze szpitala psychiatrycznego.
          Kasey pełna obaw musi rozpocząć naukę w nowej szkole a Alexis pełna podejrzeń i ciągle kontrolująca zachowanie siostry, stara się normalnie funkcjonować. Kasey szybko zaczyna nawiązywać nowe znajomości angażując się w działania klubu Promyczek. Jak się okazuję członkinie tego klubu zaczynają doświadczać niesamowitej metamorfozy. Nowe stonowane stroje, delikatny makijaż, starannie ułożona fryzura to tylko kilka czynników... Dziewczętom również zaczyna wszystko wychodzić, nie muszą się praktycznie uczyć, bo klasówki piszą na najwyższe oceny, do tego czują się piękne i przebojowe. Wszystko to za sprawą tajemniczego Aralta. O tym kim sjest Aralt i jak jeszcze wpłynie na dziewczęta Klub Promyczek będziecie mogli dowiedzieć się czytając tą książkę, którą oczywiście polecam :)
          Po raz kolejny książki z działu młodzieżowego wydały mi się dla mnie trochę nieodpowiednie... Książki są dobre, lecz dla młodzieży. Tak czy siak nadal nie zamierzam się zamykać na ten dział i tego typu literaturę :) I WAS również zachęcam do czytania.

piątek, 22 lipca 2016

#me Joanna Fabicka


          Książka ta opowiada o Ewie oraz jej córce Sarze. ” Sara nie miała z nią żadnych szans. Nie była ani tak ładna, ani tak błyskotliwa, ani tak dowcipna. Znajomi uwielbiali jej matkę. Każdy jej zazdrościł i nikt nie wiedział, że Ewa zaraz po ich wyjściu zdejmuje maskę cudownej tolerancyjnej osoby i zamienia się w złośliwą, humorzastą, zimną i bezwzględną jędzę.” Ewa również często imprezuje, co rusz zmienia pracę oraz coraz częściej nadużywa alkoholu przez co również coraz częściej staje się totalnie nieprzewidywalna i agresywna, przede wszystkim wobec swojej nastoletniej córki... Sara stanowczo nie ma lekkiego życia z taką matką. Ewa i Sara zdają sobie sprawę z tego, że to nie jest normalne życie i obie po raz kolejny i kolejny, wciąż i wciąż na nowo próbują udawać, że jest wręcz odwrotnie. Gdy po raz kolejny Ewa dostaje nową pracę, mieszkanie od razu zamienia się w oazę czystości, lodówka staje się pełna i nawet pojawia się ciepły posiłek, jak choćby zupa. Przez ten czas Ewa przeważnie stara się nadrobić zaległości swojego macierzyństwa i dla Sary jest wyjątkowo miła i dobra... Niestety do czasu gdy w grę znów nie wkroczy alkohol.

           Jak widać Sara praktycznie od zawsze musiała radzić sobie sama, wręcz się wychowywać i myślę, że dojrzeć szybciej niż dzieci powinny dojrzewać. Brak ojca, dziadków i praktycznie jakiejkolwiek rodziny oznacza tyle, że Sara odkąd się urodziła miała tyle ciotek i wujków, że niektórzy nawet mogliby jej pozazdrościć. Od małego Ewa zabierała ją ze sobą na wszystkiego imprezy, randki, wyjścia do kina... Trwało to dopóki Sara nie stała się na tyle duża żeby zostawać sama w domu.

           „Obie przez lata żyły w złudnym przeświadczeniu, że na bieżąco wyrównują swoje rachunki i oczyszczają konta, choć tak naprawdę wciąż tkwiły w wyniszczającym błędnym kole wzajemnych krzywd i pretensji. Niestety żadna z nich nie umiała tego dostrzec. „

            Wkrótce coś się wydarzy... Na kogo będzie mogła liczyć Sara? ”Józek, Paula, Stefan, Edyta... Oto cały jej towarzyski dorobek, mizerna pula znajomych, trzy i pół osoby na prawie szesnaście lat życia.”

           Myślę, że gdybym przeczytała tą książkę ładnych parę lat temu to wciągnęłaby mnie bez reszty... Ale czytałam ją teraz i powiem tylko, że jakoś specjalnie mnie nie poruszyła. Jako nastolatka uwielbiałam takie książki, zaczytywałam się w tej tematyce non stop... Książki o problemach, nastolatkach itd., itp. Teraz kupiłam tę książkę i byłam sama ciekawa swoich odczuć... Ponieważ już dawno zmieniłam kategorię książek coś jednak mnie podkusiło, żeby wrócić do takiej tematyki. Powiem więcej, kupiłam ostatnio kilka takich „młodzieżowych” książek i postaram się przebrnąć przez wszystkie :P Ta książka poszła w ruch jako pierwsza. I mimo że czyta się ją bardzo szybko to naprawdę spodziewałam się chyba czegoś lepszego... Ale muszę przyznać, że to typowo książka dla nastolatków. Dodam jeszcze, że zakończenie mnie zupełnie nie powaliło. Polecam książkę, ale chyba dla młodszych czytelników... Nie, żebym była wyjątkowo stara, tylko mam wrażenie, że jakbym była młodsza to ta książka zrobiłaby na mnie większe wrażenie... Teraz ją czytałam, ale czułam się jakbym takie problemy miała już dawno za sobą przez co trochę się nudziłam...

sobota, 16 lipca 2016

Złodziejka książek - Markus Zusak



          Muszę Wam napisać, że uważam iż ta książka ma stanowczo za niskie oceny jak dla mnie. Obejrzałam najpierw film, długi czas temu – co było podstawowym błędem, ale tego zmienić nie mogłam. Przeczytałam książkę dopiero teraz... „Złodziejka książek”.... czy ten tytuł nie jest cudowny? Myślę, że odstęp w jakim oglądałam film, a kiedy czytałam książkę, bardzo mi pomógł... Film trochę zdążył zatrzeć się w mojej pamięci i dlatego właśnie czytając, na nowo weszłam do świata Liesel... tym razem już ze wszystkimi szczegółami... I przyznam szczerze, że książka naprawdę mnie poruszyła...
          Złodziejka książek i jej brat jechali do Monachium, gdzie mieli być oddani na wychowanie przybranym rodzicom. Młodszy brat Liesel umiera podczas silnego ataku kaszlu... Gdy strażnicy zobaczyli matkę Liesel z małym, martwym ciałem w ramionach, postanowili, że cała trójka zostanie odstawiona do następnej stacji i pozostawiona tam, by załatwić to, co konieczne. Gdy jej braciszek został już pochowany i wszyscy zaczęli zbierać się do odejścia, Liesel została. I to wtedy właśnie ukradła pierwszą książkę, która wypadła grabarzowi z kieszeni. Książka ta nosiła tytuł „Podręcznik grabarza”.
          Kawałek drogi za przedmieściami Monachium leżało miasteczko Molching, do którego zabrano Liesel. Przy ulicy o nazwie Himmel znajdował się dom niejakich Hubermannów, u których Liesel zamieszkała. To właśnie tam poznaje swoich nowych rodziców – Rosę i Hansa. Człowieka niezwykle spokojnego o łagodnych, srebrzystych oczach i wyjątkowo szczerą i wulgarną kobietę, która jak się później okazuję, nie jest wcale tak straszną i złą kobietą jakby się mogło wydawać.
           Gdy Liesel po raz kolejny budzi się w środku nocy po strasznych koszmarach, które nią miotają, Hans Huberman jak co dzień przychodzi do niej, i zobaczywszy „Podręcznik grabarza” zaczyna czytać. I tak powstaje swego rodzaju codzienny rytuał „czytanie nocą”. A kiedy wychodzi na jaw, że dziewczynka nie potrafi czytać ani pisać, jej przybrany „papa” zaczyna ją tego uczyć, wymyślając cudowny sposób pisania niezrozumiałych dla Liesel słów (i nie tylko), na ścianie w piwnicy.
           W książce mamy obraz Liesel, jako dziewczynki, która już od pierwszych chwil pomimo trudności i kłód jakie rzuca jej pod nogi życie, nie poddaję się. Osobę złodziejki książek osobiście odebrałam jako silną, ciekawą i pełną nieprzewidywalności...
              Czytając coraz więcej stron książki poznajemy jej przyjaciół, którymi okazują się być Rudy Steiner – chłopak z sąsiedztwa, Maksa Vandenburga – żyda, którego ukrywali i Ilse Hermann – żonę burmistrza.
               Ze wszystkimi tymi osobami wiążą się jak dla mnie wyjątkowe historie, wspomnienia, odczucia... Każda z osób w tej książce jest niezwykła. Niestety losy bohaterów jak i samo zakończenie wcale nie jest taka przyjemna. Jest wojna, każdy chce przetrwać, każdy chciałby wyjść z tego piekła cało, lecz czy im się to uda? Jakie wiążą się historie z przedstawionymi bohaterami? Co stanie się z Liesel, Maksem, Rudym, Rosą, Hansem i innymi???
               Nie zdradzę wam ani zakończenia ani więcej szczegółów choć niektóre pewnie będzie można wyczytać z innych recenzji... Ja chciałabym żebyście sami sięgnęli po tą książkę, ponieważ uważam, że jest warta przeczytania.

niedziela, 3 lipca 2016

Primabalerina Dorota Gąsiorowska


          Nie czytałam wcześniejszych książek Pani Doroty Gąsiorowkiej. Lecz mam poczucie, że jeszcze po nie sięgnę... Mam wrażenie, że w ogóle zbyt mało doceniałam polskich pisarzy...

          Na „Primabalerinę” natknęłam się w gazecie, wcześniej czytałam gdzieś, że do dobra książka, więc bez wahania po nią sięgnęłam.

Dla niektórych bardzo przewidywalna, chwilami nudna... Dla mnie? Niesamowicie fascynująca. To książka w sam raz na dni wolne, bardzo ostatnio potrzebowałam sięgnąć po coś „lekkiego”. Tak książka jest idealna. Pozwoliła mi odpocząć i się zregenerować. Zabrała mnie w świat cudownie opisywanego Lwowa i czytając ją czułam się wręcz idealnie.

          Powieść czyta się szybko, chwilami faktycznie bywała przewidywalna, lecz jeszcze bardziej nakręcało mnie to do dalszego czytania. Cudownie opisane miejsca były dla mnie tak wyraziste, że moja wyobraźnia jeszcze chyba nigdy tak nie odpłynęła... W głowie bez trudu utworzył się obraz opisywanych miejsc i opisywanego życia Niny.

           Główna bohaterka – Nina, jakiś tydzień po urodzeniu zostaje podrzucona pod drzwi sierocińca, zawinięta tylko w białą chustę z wyhaftowanym motylem oraz imieniem Nina. Kiedy u progu drzwi zobaczyła ją siostra Anzelma wiedziała już, że Nina na zawsze pozostanie jej bardzo bliska. To ona od pierwszych chwil skradła jej serce, przez Ninę siostra Anzelma się zmieniła – już nie była tylko „chłodną” zakonnicą trzymającą się zasad. Dla Niny była niczym matka, której przecież „nie miała”. Nina wychowała się w Krakowie i to w tym mieście również dalej mieszkała od wielu lat pracując w domu starości. Z wykształcenia jest ekonomistką, ale przede wszystkim lubi tą pracę ze względu osoby, które ją otaczają... Od kilku lat jest również zaprzyjaźniona z Irmą, starszą, cudowną osóbką... Choć obie nie są zbyt wylewne, bardzo dobrze spędza im się czas w swoim towarzystwie... Kiedy Irma nagle umiera Nina dopiero wtedy uświadamia sobie jak mało ją znała. W swoim testamencie Irma przekazuje jej kamienicę znajdującą się we Lwowie – w miejscu, które nie trudno pokochać już po pierwszych chwilach znajdowania się w nim. Tak właśnie było z Niną...

Nina, która odniosłam wrażenie żyła po części jak szara myszka, dała się namówić Igorowi na wyjazd do teraz już jej kamienicy... Oczywiście, że od samego początku tego chciała, lecz powstrzymywał ją strach. Nina bowiem nigdy nie podróżowała.

          Z Igorem zaprzyjaźniła się po śmierci Irmy... Wcześniej jednak nie zwracała zbytnio na niego uwagi. Igor wydawał jej się zarozumiałym intelektualistą. Kiedy jednak dowiedziała się o nim najważniejszej rzeczy – że jest gejem, ich relacje znacznie się poprawiły... Ich przyjaźń stała się silna i ważna. Oboje z upływem czasu dowiadywali się o sobie coraz więcej.

Kiedy razem wyjechali do Lwowa przez chwilę wyglądali nawet jak stare dobre małżeństwo.

           Pobyt tam zmienia ludzi... Oboje szybko znaleźli wokół siebie wyjątkowe i życzliwe osoby... Czas we Lwowie płynął nieubłaganie, lecz każdy dzień był inny i wyjątkowy. Nina, która nagle bardzo nakręciła się zdaniem, że prawie nie znała Irmy zaczęła obsesyjnie szukać informacji związanych ze swoją przyjaciółką i jej życiem. Dlaczego Irma tak nagle wyjechała ze Lwowa? Czy miała rodzinę? Czy było jej źle? Co takiego się wydarzyło? Kim okazała się Tatiana ze zdjęcia? Czy Nina zdąży dowiedzieć się wszystkiego zanim będzie musiała wrócić do Krakowa??? Jak dalej potoczy się jej życie???

          O tej książce można pisać i pisać lecz chcę żebyście sami ją przeczytali i ocenili... Dla mnie ta powieść ma w sobie niesamowity urok i naprawdę nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Myślę, że znalazła się w moich rękach w odpowiednim czasie :)