wtorek, 12 kwietnia 2016

Czekolada i Dekalog szczęścia :)


          Światowy dzień czekolady zaczął się u mnie od czekolady :) Nie zdarza mi się przeważnie świętować takich dni, więc dziś zrobiłam wyjątek. Tym bardziej, że uwielbiam czekoladę :) Choć znam osoby, które za nią nie przepadają. Odnośnie spożywania czekolady, oczywiście zachowuję umiar. To, że dziś jest taki dzień nie oznacza, że powinniśmy biec do sklepu i spożyć ją w nieodpowiedniej ilości dla naszego organizmu. To, że uwielbiam czekoladę nie oznacza, że nie muszę się kontrolować. Lubię dbać o siebie, swój organizm i kondycję, więc ograniczanie nie stanowi dla mnie większego problemu. A jak jest u was? Jakie lubicie rodzaje czekolady? Czy skłaniacie się bardziej ku zdrowej, gorzkiej czy dajecie się skusić na inne rodzaje? Ja muszę przyznać, że lubię gorzką czekoladę lecz jej jem najmniej. Jednak mam nadzieję, że w przyszłości się to trochę zmieni :) Czy wiecie, że czekolada wywołuje odczucie sytości i pomaga otrzymać lepsze rezultaty w testach wytrzymałościowych? Zawarte w czekoladzie endorfiny wpływają na pracę mózgu, poprawiają nastrój, łagodzą ból. Jednak zbyt duże ilości spożywanej czekolady mogą prowadzić do otyłości. Dlatego piszę o kontroli. Swoją drogą zawsze podobało mi się jedno zdanie, pewnie znają je już wszyscy, ale nie mogę tego tu nie napisać „Czekoladę robi się z kakao, kakaowiec to drzewo, drzewo to roślina, więc czekolada to sałatka”. Muszę przyznać, że jakoś specjalnie nigdy nie zagłębiałam się w to zdanie, do końca nie wiem jak wyglądałoby to, gdyby je naukowo rozwinąć, lecz samo w sobie mi się spodobało :) Takie małe usprawiedliwienie przed czekoladowymi grzeszkami :P
           Czekolada i szczęście? Wiemy już, że czekolada faktycznie potrafi poprawić nastrój, lecz myślę, że ciągłe spożywanie jej w takim celu nie przyniosłoby takich rezultatów... Nie możemy tutaj zapominać o chwilowej przyjemności, poczuciu szczęścia i poprawieniu nastroju. Wiadomo, że od czekolady nagle nie staniemy się nie wiadomo jak szczęśliwi i nasze życie nie obróci się o 359 stopni. Jednak tak się składa, że w tym poście mogę napisać i o czekoladowym szczęściu jak i Dekalogu szczęścia – książce którą aktualnie czytam. Nie zdziwi Was pewnie fakt, że na książkę natknęłam się w gazecie. I muszę przyznać, że ani trochę nie żałuję. „Dekalog szczęścia. Jak nie dać się udawanej radości, ale też nie wpaść w czarną rozpacz.” Jest to spis dziesięciu rozmów z wyjątkowymi psychologami, terapeutami, coachami. Dziesięć osób, dziesięć różnych opinii na temat tego czym jest szczęście. Wszyscy rozmówcy odpowiadają na zadawane im pytania nie tylko jako wybitni specjaliści, lecz także jako zwykli ludzie. Opowiadają szczerze o swoim prywatnym życiu i swoich doświadczeniach. Książka wciągnęła i zaciekawiła mnie od pierwszej strony. Z każdą jedną osobą dowiaduję się czegoś nowego, poznaję różne punkty widzenia szczęścia... Możemy dowiedzieć się jak być szczęśliwym ze sobą, jak być szczęśliwym w rodzinie, w miłości, przyjaźni, pracy... Każdy rozdział tej książki jest dla mnie ciekawy i na swój sposób wyjątkowy. Muszę przyznać, że kupując ją nie do końca wiedziałam co to za książka. Jednak sięgając po nią do mojej półki, nie żałuję ani minuty spędzonej na czytaniu jej. Książka ta również daje możliwość do zastanowienia się nad tym czym jest dla Nas szczęście. Daje możliwość do kolejnej refleksji na temat naszego życia.
             Na zakończenie chciałabym zachęcić wszystkich do przeczytania Dekalogu szczęścia i nie bójcie poddać czekoladowej przyjemności, właśnie dziś :)

piątek, 8 kwietnia 2016

Thriller romantyczny... ???


           Linda Howard – jedna z największych gwiazd thrillerów romantycznych. Na jej dwie książki trafiłam zupełnie przypadkiem przeglądając gazety w sklepie... Książki były dodatkami i tak oto zaczęłam polować na gazety z różnościami... Książki i filmy za bardzo dobrą cenę... Wiem nie od dziś o dodatkach do gazet itd., lecz nigdy nie zagłębiałam się w to aż tak, po pierwsze przez długi czas moim punktem książkowym była biblioteka. Gdzieś nieraz udało się coś kupić... Dopiero po rozpoczęciu pracy w „książkowym raju” zapragnęłam mieć taki u siebie w domu :) Książki zaczęłam kupować i kupować... Długa lista książek do przeczytania wciąż mi o sobie przypomina. Mam bardzo wiele do nadrobienia i zdaję sobie z tego sprawę, dlatego też każda moja wolna chwila to czytanie i nadrabianie zaległości. Zrobiły się one też przez to, że przez długi czas zamknęłam się na różne różniste kategorie i pochłaniały mnie książki na faktach, o narkomani, problemach, Pani Barbara Rosiek czy Marta Fox przeplatały się z Panem Paulo Coelho... Tak to mniej więcej wyglądało. Nie żałuje, absolutnie, lecz braki się zrobiły.
          Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że bloga założyłam w bardzo odpowiednim momencie. Mogę nie sama lecz już również z WAMI odkrywać i dzielić się opiniami o książkach z różnych kategorii.
          Wracając do książek – thriller romantyczny... O dziwo skojarzyło mi się to dwuznacznie... Albo będzie lipne romansidło z jakąś kiepską akcją przez chwilę, albo samą akcją z ewentualnie jakimś muśnięciem romantyzmu. Po raz kolejny muszę się przyznać do niesamowitego zaskoczenia. Książki Pani Lindy Howard okazały się fantastyczne. Thriller romantyczny okazał się dokładnie „wyważony”. Romantyzm jak i akcja idealnie do siebie pasują i współgrają... Jak dla mnie książki absolutnie nie są przesadzone ani w jedną, ani w drugą stronę. Czyta się je szybko i jednym tchem. Rzadko mi się to zdarza, ale tym razem i te książki wciągnęły mnie już od pierwszej swojej strony :) Nie musiałam się „męczyć” i czekać pytając „kiedy to się wreszcie rozwinie?”. Czasem jest mi trudno wciągnąć się w książkę od razu, a jak zaczynam czytać jakąkolwiek książkę to mam zasadę, że muszę ją skończyć. Wiec, kolejne trudne początki u mnie, lecz muszę też przyznać, że baaaaardzo wiele razy po tych trudnych początkach zdarza się miłe zaskoczenie i zdarza się mnóstwo przeróżnych emocji...
          Książki, książki, ale o czym one??? Otóż pierwsza książka opowiada o Milli. Po wyjeździe z mężem do Meksyku i urodzeniu Justina, oboje uzyskują chyba pełnię szczęścia... Pewnego dnia jednak zdarza wypadek – Justin zostaje porwany, Milla traci nerkę. Losy całej trójki diametralnie się zmieniają. Milla po rozwodzie zakłada organizację zajmującą się poszukiwaniem osób zaginionych. Jednak we wszystkim co robi chodzi przede wszystkim o to, żeby odnaleźć synka...
         Po dziesięciu latach poszukiwań Milla wynajmuje do pomocy Diaza... Niebezpiecznego człowieka znanego jako Łowca. Początkowy dystans i strach traci na mocy, gdy Diaz i Milla spędzają ze sobą coraz więcej czasu. Dwie totalnie różne osoby, dwa przyciągające się przeciwieństwa... Czy wbrew swojemu rozsądkowi, wiążąc się z Diazem uda się Milli odnaleźć odpowiedzi na gnębiące ją pytania?
        Muszę przyznać, że bardzo wkręciłam się w tą książkę, końcówka była taka, że czytałam i płakałam razem z bohaterką...
        Przejdźmy do pozycji drugiej „Polowanie na sobowtóra”. Również polecam, lecz książka już mnie aż tak bardzo nie porwała... Czasem miałam wrażenie, że była to opowieść pustej blondynki lecz w trakcie czytania zdacie sobie sprawę, że chodzi tu tylko o styl pisania, bo sama fabuła, akcja itd., jest bardzo ciekawa. Jak zwykle końcówka zaskakująca :)
         Bohaterką książki jest Blair Mallory. Po rozwodzie otwiera własny klub Fitness, w którym zaczyna pojawiać się niejaka – Nicole. Kiedy Blair nie może znieść naśladowania jej ze strony Nicole, odmawia odnowienia karnetu. W tym samym dniu zdarza się wypadek, w którym ginie Nicole, lecz to Blair jest prawdziwym celem. Czy były chłopak - porucznik prowadzący sprawę zdoła ocalić Blair tak, by mogli żyć długo i szczęśliwie???
          To tyle na dziś, chciałam was przeprosić jeszcze za moją nieobecność... Mam już kolejne pomysły na wpisy więc myślę, że będzie mnie tu więcej :) Miłego czytania!!!