środa, 23 marca 2016

Krótko o czasie...


           Czas dla siebie jest bardzo ważnym czynnikiem w życiu każdego człowieka. Lecz, czy w dzisiejszych czasach nie spotykamy się częściej ze zdaniem „kurcze, nie mam czasu”, niż z jego odwrotnością? Ilu ludzi jest w stanie każdego dnia znaleźć chwile tylko dla siebie? Znaleźć czas na chwilę relaksu i oderwania się od codziennych obowiązków? Chwila, w której można rozejrzeć się dookoła bądź zamknąć oczy. Całkowicie się odprężyć i choć przez te kilka sekund nie myśleć o tych wszystkich obowiązkach i rzeczach, których nie zrobiliśmy, a zrobić „musimy”.
          Ja również pracuję, bywam zabiegana albo po prostu zmęczona. Bardzo często łapię się na tym, że i JA dałam się wciągnąć w ten wyścig szczurów. Lecz jako jedna z wielu - bądź niewielu – jestem tego świadoma. Nie trzeba przypominać mi o „przerwie” dla siebie....
          I tak właśnie siedzę sobie dziś z książką na kolanach, w tle słychać muzykę relaksacyjną...czytam, a cudowne słońce przebija się do mojego pokoju. Spojrzałam na okno, zamknęłam oczy, uśmiechnęłam się... Tak. Dokładnie o to chodzi....
          Czasem bardzo przydaje się takie wyciszenie, osiągnięcie wewnętrznego spokoju. To nas buduje i kształtuje. Wzmacnia... Chwila, w której możemy pobyć tylko ze sobą.
          Pewna osoba po tym jak napisałam jej, że czytam, relaksuję się, w tle muzyka itd., stwierdziła, że jej też by się przydał taki dzień.
-”To na co czekasz? Zarezerwuj sobie jakieś popołudnie tylko dla siebie” - odpisałam.
-”Masz rację! Muszę tak zrobić i to jak najszybciej”.
          Czy wy również należycie do tych „zabieganych”? Jak jest u WAS z czasem dla siebie? Czy „ktoś” lub „coś” musi WAM o tym przypominać???
          Klikam „opublikuj” i wysyłam mój wpis łącznie z pytaniami w wirtualny świat.

środa, 16 marca 2016

Coś innego - wiosennego :)


          
            Zainspirowała mnie dzisiejsza środowa pogoda do tego, żeby dodać wiosenny wpis. Na zdjęciu pojawiła się moja dzisiejsza sałatka :) Zwykle dodaję do niej jeszcze pierś z kurczaka, lecz dziś jest w wersji odchudzonej...

             Zima się już kończy co czuję z każdym dniem. Lecz jeszcze czasami mam wrażenie, że zimowy wiatr nie tak chętnie chce nas opuścić. Jednak cudownie świecące słoneczko naprawdę jest w stanie mi to zrekompensować. Człowiek od razu ma lepszy humor.

         Nastał czas, gdzie wielu z nas budzi się ze swojego „zimowego snu”, zaczyna planować gdzie wybierze się na wakacje, zaczyna zmieniać wnętrza domu, jak i garderobę. Budzi się „nowy rok”, pogoda coraz bardziej pozwala nam na spacery, bieganie, różne sporty. Dużo ludzi w tym czasie coraz bardziej i prężniej zabiera się za swoje noworoczne chociażby postanowienia, lato coraz bliżej, wakacje, chęć zgubienia zimowych kilogramów i pokazania się w nowej odsłonie, kupno nowych ciuchów, butów, torebki...

        Muszę przyznać, że po części ja również co roku wpadam w ten sam wir... W tym roku jest to trochę inne, ponieważ wiele się u mnie zmieniło. Przede wszystkim z każdym rokiem nie zmienia się tylko mój wiek lecz również moje wnętrze – JA. Zeszły rok był dość przełomowym w moim życiu, a ten już od samego stycznia mnie pozytywnie zaskakuje :)

        Swoją drogą ja również nie mogę doczekać się momentu gdzie będę mogła zaszyć się w parku bądź innym podobnym miejscu. Czytać książki, bądź słuchać muzyki, czuć przyjemne ciepło i promienie słońca. Gdzie będę mogła pójść na spacer i podziwiać jak przyroda budzi się do życia.

       Z każdym rokiem coraz bardziej zaczynam poznawać, dopuszczać do siebie, podziwiać i doceniać otaczający mnie świat. Czasem dobrze jest rozbudzić swoją dziecięcą ciekawość świata. Dzięki temu możemy otworzyć swój umysł, spojrzeć na coś z innej strony. Pozwolić sobie na chwilę refleksji, relaksu, oddechu, na „zatrzymanie czasu”. Żyjemy w czasach gdzie często ludzie są zabiegani i zapracowani, lecz wydaję mi się, że gdyby każdy człowiek umiał choć raz w ciągu dnia się zatrzymać, rozejrzeć dookoła, otworzyć umysł, wpuścić do środka to co daje nam otaczający nas świat to wiele by się zmieniło.

        Pisząc ten post przyszły mi do głowy dwa tytuły filmów jakie chciałabym wam polecić. Coś o zaganianym życiu, czyli „Praktykant” i coś o poszukiwaniu siebie, o tym, o czym właściwie pisałam, o poukładaniu sobie życia, znalezienia czasu na chwilę medytacji, chwilę refleksji. „Jedz, módl się, kochaj”. Jeden z moich ulubionych filmów. Czytałam również książkę. Naprawdę oba filmy jak i książki są warte polecenia. Jestem pewna, że nie pożałujecie. :)

piątek, 11 marca 2016

Odrobina tematyki wojennej...


 

           Właściwie nie wiem co mogłabym napisać o tematyce wojennej. Obie książki ze zdjęć jak i wiele innych, które przeczytałam o wojnie, na faktach, opisują historię, wspomnienia, przybliżają nam obraz jak to naprawdę było z punktu widzenia ludzi, którzy to przeżyli.
         Z racji tego, że jestem dość wrażliwą osobą i lubię oddawać się czytaniu jak i innym czynnością na 100%, takie książki „serwuję” sobie stopniowo i nie na raz... Nie są dla mnie łatwe... Nie ma u mnie tak, że przeczytam byleby tylko odhaczyć kolejną pozycję na liście.  Nie jest też tak, że nie wiadomo jak to przeżywam, lecz nie zostaje to przeze mnie tak do końca zlekceważone.
         Książki z tej serii co „Dziewczyny na Syberii” bądź „Łączniczki” pisane są w formie opowiadań. Są to spisane losy kobiet, które opowiadają o tym jak potoczyło się ich życie. Jakie MIAŁY życie. A było ono niełatwe. Właściwie do dziś strasznie irytuje mnie dłuższe rozwodzenie się nad takimi tematami. Np jak chodziłam do szkoły padało pytanie na języku polskim „co zrobilibyście w takiej sytuacji”.
          Prawdę mówiąc działało to na mnie jak płachta na byka. Przychodziłam do domu wściekła jak osa i trochę trwało zanim się uspokoiłam. Jak w ogóle można zadać takie pytanie? Według mnie nikt nie jest w stanie przewidzieć do czego byłby zdolny gdyby znalazł się w różnych skrajnie trudnych sytuacjach. Stąd ocenianie zachowań ludzi, którzy robili różne dziwne dla nas rzeczy, nie jest według mnie w porządku.
           Wracając do książek – wreszcie mamy przedstawiony obraz oczami kobiet. Jak one przeżyły wywóz na Syberię, jak stały się łączniczkami, co się tak naprawdę z nimi działo. Kobiety, które musiały zostać rozdzielone ze swoimi mężczyznami, dziećmi, które przeżyły coś niewyobrażalnego. Nastolatki, które nagle musiały dorosnąć, myśleć i zachowywać się jak dorosłe osoby, które musiały, które codziennie narażały swoje życie... które przetrwały i tyle dokonały w swoim życiu, dla kraju i społeczeństwa.
           Mam różne odczucia odnośnie akurat tych książek. Z jednej strony w miarę szybko i dobrze się je czyta. Po przeczytaniu całej książki tak czy siak przepełniona jestem tematyką wojenną, lecz gdy czytałam poszczególne opowiadania miałam pewien niedosyt. Kiedy zaczynałam wczytywać się w losy jednej z bohaterek, historia kończyła się i musiałam przejść do drugiej. Każda z relacji miała oczywiście swój początek, rozwinięcie i koniec, lecz byłam ciekawa jeszcze większej ilości szczegółów, lat...co się działo między tym a tym akapitem, wydarzeniem itd... Chyba każdy kiedyś spotkał się z takim uczuciem w swoim życiu...
            Tak czy siak książki są warte przeczytania, warte uwagi, nie tylko żeby przeczytać, one również nas uczą, pokazują nam, że nie w takich warunkach można jednak znaleźć siłę na prosty uśmiech, na światełko w tunelu. W pewien sposób pozwalają nam dostrzec teraźniejszość... przewartościować nasze życie, być może zmienić priorytety...

sobota, 5 marca 2016

Coś na początek...





                       Mamy 3 dzień marca. Od jakiegoś czasu myślałam o założeniu bloga lecz zwlekałam do dnia dzisiejszego. Jest to dla mnie ważny dzień, ponieważ dziś są moje urodziny. To nie na początek roku mam ochotę na refleksje tylko właśnie w tym jednym dniu. Plany, postanowienia… uświadamiam sobie ile już za mną i ile jeszcze przede mną. Idzie za tym chęć rozwoju, zmian… i oto jestem. Blog będzie zbiorem moich myśli i opinii w sumie na różne tematy lecz głównym będą książki.
                     Od zawsze dużo czytałam a niedawno postanowiłam znów się w tym trochę zatracić. Właściwie to przeczytałam już tyle różnych książek i jakoś nie wpadłam na pomysł żeby zacząć pisać swoje opinie, odczucia, streszczenia… A przecież często jest tak, że sama chcąc znaleźć kolejną książkę sięgam do Internetu po opinie, recenzje.  Mogę tłumaczyć to sobie na różne  sposoby i gdybać, i pytać czemu tak a nie inaczej, lecz myślę, że po prostu widocznie nie byłam na to gotowa. To nie był „ten” czas. Tak czy siak mam nadzieję, że mój blog okaże się dla kogoś pomocny i spotka mnie tu fajna przygoda.
W moim pierwszym poście chcę napisać wam o książce Charlie St.Cloud.
                 Opowiada o braterskiej więzi, miłości, myślę, że uczy nas spojrzenia na śmierć z innej perspektywy dając nam nadzieję i niwelując strach, lęk, zmartwienia… Charlie i jego młodszy brat Sam ulegają wypadkowi po czym przechodzą do „punktu” pomiędzy światami. Tam Charlie składa obietnice, że nigdy nie opuści brata. Niestety Sam ginie a Charlie otrzymuje dar widzenia zmarłych.  Chcąc dotrzymać danej bratu obietnicy zatrudnia się na cmentarzu Wasterside i zamieszkuje w stróżówce pod lasem. Codziennie o zachodzie słońca Charlie widuje się z bratem, gdzie razem grają w baseball. Pewnego dnia Charli poznaje Tess – kobietę, która postanawia wypłynąć w samotny rejs dookoła świata. Jako, że nigdy nie szła na łatwiznę Tess decyduje się przetestować łódź mknąc wprost w objęcia sztormu.  Zapada decyzja o rozpoczęciu poszukiwań… W końcu udaję się odnaleźć Tess lecz ta przez wiele miesięcy zostaje w śpiączce. W  tym czasie Charlie zdaje sobie sprawę z wielu rzeczy, wprowadza w swoje życie zmiany. Przede wszystkim zaczyna naprawdę żyć…
                Możecie się śmiać lub nie, lecz nigdy nie czytałam książek z tej kategorii. Początek był taki, że tą książkę kiedyś dostałam gratis do innej zamówionej. Jakiś czas temu zaczęłam mieć poczucie wewnętrznej pustki. Czegoś mi ciągle brakowało. Chodziłam i narzekałam, że kiedyś tyle czytałam, że było we mnie więcej zapału itd. To odnosiło się nie tylko do książek. Tak czy siak postanowiłam wrócić do czytania. Bardzo szybko znów pochłonęło mnie to bez reszty. Każda wolna chwila to czytanie. Lecz wciąż czegoś mi było brak. Kategoria książek wciąż ta sama…od wielu wielu lat. Książki na faktach i nie tylko, ale głównie tematyka narkotyków, zaburzeń psychicznych, problemów, pamiętniki, wojna, prostytucja itd…. Być może czas już coś zmienić.
                Raczej nie przeszkadzała mi nigdy ta tematyka. Nie miałam łatwego życia, więc nie było trudne utożsamianie się z bohaterami takich książek. Pozytywne zakończenia niosły wiele nadziei i ukojenia. Wiele wylanych łez, smutku i bardzo dużo przeróżnych uczuć. BARDZO się wczuwałam w książkowe historie. Nic z tego akapitu się nie zmieniło poza tym, że pragnę jeszcze więcej. Chce się rozwijać. W moje czytanie włączyłam poradniki lecz chce powoli otworzyć się na wszystkie kategorie. W każdym bądź razie kilka dni temu sięgnęłam do półki i zaczęłam czytać Charlie’go St.Cloud’a.
                  Wiedziałam, że wiele lat wcześniej (a może nie AŻ tak wiele) oglądałam film, lecz nie do końca pamiętałam fabułę. Film obejrzałam jeszcze raz kiedy przeczytałam kilkadziesiąt pierwszych stron książki. Od dawna wiem, że film w większy lub mniejszy sposób oddaje historię opisaną w książce, ale tym razem byłam naprawdę zdumiona jak wielka pojawiła się rozbieżność. Film, który zajął mi ponad godzinę czasu, typowy wyciskacz łez jak ja to określam, a książka, która okazała się o NIEBO lepsza. W życiu nie pomyślałabym, że takie romansidło „romansidło”  jak to mówią może tyle zmienić. Całkowita rozbieżność czasu, w filmie „5 lat później”, w książce „13 lat później”, co za tym idzie moje wyobrażenia, które momentalnie się zmieniły. Trzynaście lat to szmat czasu. Człowiek może naprawdę nieźle się zmienić. No i np. końcówka książki, gdzie dokładnie opisane jest jak Sam dorósł, rozmowa z Charlie’m. Śpiączka Tess, nowa praca Charlie’go, nie było tego w filmie.
               To tylko odczucia opisane odnośnie jednej, pierwszej książki z tej kategorii, lecz po tym moja lista „książek do przeczytania” znacznie się wydłużyła.  Choć już wiedziałam, to zdałam sobie o wiele większą sprawę z tego jak mylny może być przekaz odnośnie książek i filmów. W obu kierunkach. Również jak czytanie rozwija wyobraźnię i jaką daje frajdę.Czasem niestety trzeba sobie o tym przypominać w tym zaganianym życiu.
….to tyle na dziś. Dajcie znać jak wrażenia… Możecie śledzić mnie również na instagramie, tam postaram się dodawać wskazówki odnośnie wpisów.