sobota, 14 maja 2016

Paryski architekt.


"Drogi czytelniku!
Ponieważ jestem architektem, zawsze wydawało mi się, że moja dziedzina zawodowa byłaby oryginalnym tłem dla pomysłowej, fascynującej powieści. Myśl, że główny bohater mógłby wykorzystać swoją wiedzę architektoniczną i inżynieryjną, by przechytrzyć złoczyńcę, rozwikłać zagadkę kryminalną lub dokonać bohaterskich czynów, nieustannie mnie intrygowała.
Takimi słowami zaczyna się kolejna książka, o której chcę wam napisać... Tą książką jest „Paryski architekt” Charles'a Belfoure'a. Po raz kolejny do kupienia jej zainspirował mnie tytuł oraz okładka. Kupując ją spodziewałam się bardzo interesującej książki, jak to się zwykle mówi po przeczytaniu wszystkich opisów z okładki „Może być ciekawa”. Tak.... właśnie tak mi się wydawało, że książka MOŻE BYĆ CIEKAWA, lecz od razu WAM powiem, że książka dla mnie była i jest o wiele bardziej niż „ciekawa”... Jak się okazało autor tej debiutanckiej powieści miał bardzo dobry pomysł pisząc powieść, w której używa swojej dziedziny zawodowej jako tła...
Choć muszę WAM przyznać, że trochę miałam obawy dotyczące tego, że w książce może pojawić się za dużo samej architektury i inżynierii, samych haseł dotyczących dziedzin itd., to kiedy zaczęłam ją czytać moje obawy szybko zniknęły.
Lucienowi powoli kończą się pieniądze. W okupowanym przez Niemców Paryżu tak trudno teraz o jakąkolwiek pracę. Jednak ludzie jakoś muszą sobie radzić... lecz każdego dnia umiera wiele osób... Lucien nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wiele jeszcze razy będzie musiał patrzeć na śmierć... Ten obiecujący architekt dość wcześnie w swojej karierze nauczył się, że architektura jest nie tylko sztuką, ale także interesem, i że pierwsze zlecenie od klienta należy traktować nie jak jednorazowe zamówienie, lecz jako wstęp do dłuższej współpracy. Jednak Lucien nie do końca był świadomy tego, iż za współpracą z Manetem kryje się coś jeszcze. Jeśli architekt wymyśli kryjówkę dla żydowskiego przyjaciela swego zleceniodawcy, otrzyma również zlecenie na projekt niemieckiej fabryki. Po tym jak trudne wybory musiał podejmować lucien, jego życie z biegiem czasu zaczęło się zmieniać. Po rozstaniu z żoną wydaje się, że już nic tak wspaniałego jak chociażby prawdziwa miłość go nie spotka. Jak się okazuje w życiu Luciena jeszcze wiele się wydarzy.
Odnośnie samej książki jak i treści mogę napisać, że bardzo mi się podobały. Faktycznie czasem można było przewidzieć co zaraz nastąpi jednak ani razu mi to nie przeszkadzało. Książkę czytało mi się wyjątkowo fajnie i szybko. Język wydał mi się zrozumiały i moje obawy jak już pisałam odnośnie treści o architekturze były zbędne. Zakończenie trochę mnie zaskoczyło i chyba nawet powstał u mnie mały niedosyt, ale to dobrze :) Oczywiście książkę jak najbardziej polecam, myślę, że można naprawdę miło spędzić czas przenosząc się w czasy okupowanego Paryża, gdzie nie tylko ukazane jest zło, ale przede wszystkim fakt, że nawet podczas wojny człowiek mógł się zmienić i postępować jak „mensch”.


niedziela, 1 maja 2016

"Rok magicznego myślenia"


            Witam Was :) W związku z tym, że mamy Święto pracy, pierwszy dzień maja, wolne, postanowiłam napisać o kolejnej przeczytanej książce... Jest nią „Rok magicznego myślenia” Joan Didion. Kupiłam ją korzystając z naszych „empikowskich” promocji tym razem 3 za 2... Bardzo przyciągnęła mnie okładka książki – niebieska, śliczne białe dmuchawce oraz duży, biały napis. Zanim jeszcze przeczytałam opis z tyłu pomyślałam, że musi to być fajna książka... Przede wszystkim pomyślałam, że to raczej coś w stylu poradnika...POZYTYWNEGO PORADNIKA! Tymczasem opis z tyłu książki zupełnie mnie zaskoczył... lecz nie cofnęło zupełnie to mojej chęci na posiadanie tej oto książki, wręcz przeciwnie, rozbudziło to jeszcze bardziej moją ciekawość.

               Jak się okazało książka ta została napisana przez Joan Didion, która jest również jej główną bohaterką. Pani Joan bez złudzeń opisuję swoją historie, tragiczne wydarzenia jakie miały miejsce w jej życiu. Czas, z którym musiała zmierzyć się po stracie męża, który przecież był z nią przez tyle lat. Z którym wiązała ją niesamowita więź. Tyle wspomnień, przeżyć....

               To dlatego tak trudno mi było to opisać. Myślę, że człowiek, który nigdy nie znalazł się w dokładnie takiej samej sytuacji nie jest w stanie do końca uzmysłowić sobie w jaki sposób my, nasz organizm, myślenie i inne czynniki funkcjonują. Jak wyglądają dni... Myślę, że idealne jest tu określenie występujące w książce na temat „deficytów poznawczych”... Tak zostaje to określane lecz moim zdaniem jest to kolejna „etykieta” jaka jest nadawana kiedy człowiek nie zachowuje się tak jak powinien... Etykieta, która jakoś stara się chyba nas usprawiedliwić, pozwolić ludziom zrozumieć, że jesteśmy aktualnie w trudnej sytuacji, chwili, momencie życia. Lecz czy aby na pewno jesteśmy w stanie to zrozumieć??? I tu pojawia się duży znak zapytania... Moim zdaniem ktoś kto nie przeżył dokładnie takiej samej sytuacji a NAWET WTEDY, nie jest w stanie do końca zrozumieć. Chociażby dlatego, że KAŻDY z nas jest zupełnie inny. Ma tu wpływ wiele czynników chociażby świadczących o wrażliwości człowieka... Również mogę odnieść do tego, że każda miłość wygląda inaczej. Chyba nie muszę tu wspominać o jej sile natężenia, ale weźmy na przykład miłość matka-dziecko, jakąkolwiek przyjaźń, romans, itp...czy uważacie, że  jedna z osób z wymienionych relacji po stracie drugiej jest w stanie odczuć dokładnie to co Pani Joan? Owszem, może być to dla nas tak samo niewyobrażalne lecz czy to ta sama strata? Czy więź z człowiekiem , z którym żyje się przez kilkadziesiąt lat, 24godniny na dobę, zna się go na wylot, kogo „kocha się bardziej niż jeden więcej dzień”, kto staję się również naszym przyjacielem, staję się człowiekiem, który inspiruje nas na każdym kroku a jednocześnie daje nam poczucie że to my inspirujemy... „Cholera – zwrócił się do mnie, kiedy zamknął książkę. - Nigdy więcej mi się mów, że nie potrafisz pisać. To jest mój prezent urodzinowy dla ciebie”, kto jest Twoim mężem na dobre i złe, z kim od podstaw zaczyna się życie nie jest czymś  najważniejszym? 

               Jestem świadoma tego, że KAŻDA  poniesiona strata wiąże ze sobą serie nienormalnych wręcz zachowań, uczuć, lecz jak już wspominałam każda taka sytuacja jest inna i inaczej przez nas przeżywana.

               Książka ta wywołała u mnie burzę uczuć, ponieważ na początku trudno było mi ją czytać. W pewnym momencie pogubiłam się w czasie. W książce jest dużo medycznych sformułowań, przypisów... Bardzo lubię jak coś jest od razu wyjaśniane. Książkę lepiej się czyta, gdy nie trzeba szukać znaczenia słów. Pani Joan próbuje odtworzyć tamte dni, tygodnie, miesiące przed i po śmierci męża... Kiedy już się w nią wczytałam stała się dla mnie fascynująca. To naprawdę niesamowity opis straty, bólu... Przepełniona lękiem, tak naprawdę masą niejasnych do końca uczuć musi stawić czoła dalszemu życiu...

               Bardzo chcę polecić WAM tę książkę... Być może ja nie znalazłam się nigdy w podobnej sytuacji, nawet nie próbuję jakoś sobie tego wyobrazić. „I nagle go nie ma”... czy może być coś gorszego??? Żyjemy w takich czasach, że mam wrażenie, że coraz trudniej o taką miłość. O takie połączenie dwóch ludzi, dusz, taką więź... Coraz trudniej przychodzi nam przebaczanie a co za tym idzie podtrzymanie relacji międzyludzkich... Czasem bardzo smutno mi z tego powodu...

Na zakończenie przytoczę Wam jeszcze kolejny fragment tej jakże wspaniałej książki a mianowicie : „Ponieważ oboje byliśmy pisarzami i oboje pracowaliśmy w domu, każde z nas codziennie słyszało głos drugiego.

               Nie zawsze uważałam, że ma racje, i on też nie zawsze się ze mną zgadzał, ale ufaliśmy sobie nawzajem. Nie rozdzielaliśmy naszych zajęć i zainteresowań w żadnej sytuacji. Wielu ludzi sądziło, że – ponieważ czasem jedno, a czasem drugie zbierało lepsze recenzje, otrzymywało większą zaliczkę – musimy ze sobą w jakiś sposób „rywalizować”; że nasze życie prywatne musi stanowić pole minowe zawodowej zawiści i niechęci. Było to tak odległe od prawdy, że pod wpływem powszechnych nalegań nabrałam w końcu przekonania, iż popularne wyobrażenia na temat małżeństwa zawierają ogromne luki.”

                Życzę każdemu z osobna czegoś tak wspaniałego... Wiem, że strata jest niewyobrażalna, lecz w końcu musimy podjąć się dalszego życia... Życzę wam, żeby wasze wspomnienia były również przepełnione barwną tęczą uczuć jakie można sobie tylko wyobrazić :)